W wieku 25 lat wyjechałam na misje do Afryki, gdzie
przeżyłam osobiste doświadczenie Boga. Od tamtego czasu zaczęli fascynować mnie
ludzie świeccy, zaangażowani całym życiem w służbę Panu. W międzyczasie
usłyszałam o miejscach na świecie, gdzie młodzi ludzie wielbią Boga 24h/dobę.
Od tamtego momentu zaczęłam chłonąc wszystko, co było związane z życiem w Bożej
Obecności. Chodziłam na spotkania wspólnoty katolickiej w Warszawie u Jezuitów,
która wzorowała się na posłudze Toronto Blessing i była całkowicie była zafascynowana kościołem zielonoświątkowym Bethel Church (nauczaniem i
manifestacjami, które tam miały miejsce – uzdrawianie, drgawki ciała jakby po
porażeniu prądem itp.). Później gdy wyjechałam do Anglii chodziłam na kurs do
Szkoły Bethel Church, jeździłam też na konferencje z Randy Clark`iem i Heidi
Baker - czołowymi liderami związanymi z Toronto Blessing i Bethel Church. Postrzegałam
to wszystko, jako wielkie odkrycie duchowe i inny wymiar wiary, na który
wkroczyłam.
Teraz, z perspektywy czasu widzę, że była to
duchowość, która pod płaszczykiem szukania Pana Boga stwarzała atmosferę gonitwy za coraz to nowymi doznaniami
duchowymi, emocjami, uniesieniami i cudami. Cięgle szukało się czegoś „więcej”.
Celem tej duchowości nie był Darczyńca tylko Jego „dary”.
Osoby
posługujące we wspólnotach związanych z Toronto Blessing często prorokowały o
niezwykłych darach, które dał mi Bóg, zaczepiali mnie nawet, gdy nie prosiłam
nikogo o modlitwę i mówili niezwykłe rzeczy na mój temat. Była to niesamowita
pożywka dla mojej pychy duchowej i pragnienia doświadczenia jeszcze większej
Mocy Boga.
Doświadczenia te, dawały mi dobre samopoczucie jednakże
nie powodowały mojej wewnętrznej przemiany. Na spotkaniach nie było mowy na
temat grzechu, pokuty, krzyża i roli cierpienia w życiu chrześcijańskim -
zaparciu się samego siebie i noszeniu krzyża razem z Jezusem.
Mam świadomość, że emocje, uczuciowość, fizyczne
doznania są to sprawy ludzkie i również są potrzebne. Jednakże po jakimś czasie
zaczęłam potrzebować i szukać większej głębi, której tam nie mogłam znaleźć. Po
takich spotkaniach moje mysi były ukierunkowane wyłącznie na moje doznania, myślałam
tylko o tym jak Pan mnie dotknął, o wielkim namaszczeniu, które ci liderzy
mieli. Pragnęłam otrzymać to samo namaszczenie co Oni. Dzisiaj widzę, że
czerpałam wszystko: radość, miłość, pokój, uzdrowienia, błogosławieństwa,
uczucia, emocje, ale bez jedynej rzeczy, której tam nigdy w nie było - bez
pokory. Zaczęłam zauważać jakieś dwa rodzaje duchowości, które wzajemnie się ze
sobą kłóciły. Zauważyłam również, że podczas modlitwy odczuwałam dziwnego
rodzaje spięcia na głowie i niekontrolowane skurcze ciała, które przypominały
jakieś wyładowania elektryczne. W żaden sposób nie pomagało mi to w modlitwie,
a wręcz przeciwnie, nigdy też nie dotykało głębi duszy. Te same skurcze, tylko o
różnym nasileniu mieli często prelegenci i liderzy na konferencjach. Uważane
były one za specjalne namaszczenie od Ducha Świętego.
Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, gdy dowiedziałam
się o tzw. duchu kundalini, którego działanie wygląda identycznie jak moje „wyładowania"
i do perfekcji potrafi naśladować działanie Ducha Świętego. Posiadając tę
wiedzę, byłam już pewna, że coś co przez lata chciałam połączyć - wiarę i
duchowość katolicką z namaszczeniem Toronto Blessing – jest nie do pogodzenia.
To jest inny „duch”
Po spowiedzi i wyrzuceniu wszystkich materiałów (
książek, dvd, mp3) wyładowania „elektryczne” i wstrząsy w różnych miejscach
ciała nie ustąpiły, poprosiłam wtedy ks. Dominika Chmielewskiego o modlitwę.
Już na samym początku modlitwy uwolnienia poczułam jak z mojej głowy zostaje
coś ściągnięte, coś co bardzo mocno do niej przylegało. To „specjalne namaszczenie
ducha Bethel i Toronto” wychodziło ze mnie w trakcie modlitwy wyrzeczenia się
wszelkich wpływów duchowych z liderami Bethel Church i Toronto Blessing. Następnie
całkowicie poświęciłam się Matce Bożej i mogę powiedzieć, że w końcu czuję się
wolna od wpływu tego „ducha”. Nie mam już żadnych niekontrolowanych wstrząsów i
wylądowań w ciele, które tak przeszkadzały mi później w modlitwie. Wybrałam
szkołę Maryi, która przez swoją pokorę i uniżenie znalazła łaskę u Boga. Pan
przecież wejrzał na Jej uniżenie, a nie na Jej obdarowanie. Dzielę się tym
świadectwem jako przestrogą przed szukaniem „namaszczenia” z Toronto Blessing,
czy Bethel Church, bo nie pochodzi ono od Ducha Bożego. Jest to przebiegłe
duchowe zwiedzenie, które dla wielu osób jest niedostrzegalne na pierwszy rzut
oka. Czasami trzeba stracić wiele lat na bezsensowne bieganie za „jest więcej”,
cudami, mocą i namaszczeniem, zanim łaska Boża przebije się do serca i pokaże w
Prawdzie, jak bardzo zostało się zwiedzionym i zawiedzionym przez uwodzącą
podróbkę Ducha Świętego.